Moja mama zawsze narzekała, że jej teściowa (a moja babcia) jest strasznie wybredna jeśli chodzi o jedzenie, ma swoje ulubione potrawy a w szpitalu to już w ogóle nic nie chce jeść!... Potem sama trafiła do szpitala i dopiero było marudzenie, że ona tego nie zje, tamtego nie zje... *^W^* Nie wspominając już o tym, że nawet nie można było wspomnieć mojej mamie o mięsie przyrządzonym na słodko!...
Ja zawsze jadłam wszystko. Byłam dzieckiem idealnym - na nic nie wybrzydzałam, jadłam warzywa - kochałam szpinak!, zjadałam wszystko to co mi nałożono na talerz, byłam otwarta na próbowanie nowości. Miałam swoje ulubione dania, ale generalnie żyłam w świadomości, że lubię WSZYSTKO. I nigdy się nad tym tematem jakoś głębiej nie zastanawiałam, aż do teraz.
Bo jak wiecie, w tym roku podczas wegańskiego DOJadania prawie nic mi nie smakuje. I wreszcie pierwszy raz w życiu zaczęłam świadomie patrzeć na mój talerz i zastanawiać się, co ja tak naprawdę lubię jeść.
I żeby nie było - nie ma takiego jedzenia, którego do ust nie wezmę, ja naprawdę zjem wszystko. Oraz nikt mnie nigdy nie zmuszał do jedzenia czegokolwiek. Ale zaczęłam głośno mówić, że czegoś nie lubię i nie chcę. Na przykład, nie przepadam za ciecierzycą, a Robert uwielbia i często ją teraz przyrządza, bo ciecierzyca jest świetnym składnikiem na diecie wegańskiej. Kocham ziemniaki, ale nie w formie pieczonej - dla mnie istnieje pure, kopytka, frytki, placki. W ogóle dla mnie idealną konsystencją dania jest kremowa jedwabistość - jajecznica na maśle, risotto, pure z ziemniaków z sosem, makaron z sosem, congee. Ale nie znoszę zup w formie kremu! Zupa powinna być przejrzysta, z kawałkami warzyw. I nie daję rady zjeść kukurydzianej tortilli... Kukurydzę bardzo lubię, ziarna w sałatce albo obgryzanie kolby - super! Ale kukurydziana tortilla dla mnie śmierdzi w sposób, którego nie jestem w stanie znieść!... A surowe pomidory mi smakują, jeśli gryzę je sama z całości, a nie kiedy są pokrojone w ćwiartki czy plasterki. *^o^*
Mój
mąż jest zaskoczony, bo ja zawsze lubiłam wszystko! To on był tym,
który nie lubi wątróbki albo brukselki, ja miałam swoje preferencje, ale
nie mówiłam tak zdecydowanie "nie chcę tego, bo tego nie lubię". Nie wiem, dlaczego tego nie robiłam. A teraz mówię. Widocznie nadszedł mój czas na artykulację moich wyborów kulinarnych. *^0^*~~~
Zainteresowana treściami, jakie poznałam na warsztatach i w podcastach u Magdy Kasprzyk i Marianny Gierszewskiej kupiłam dwie książki - teorię poliwagalną Porgesa i osobistą historię Marianny. W niedzielę zaczęłam czytać tę drugą pozycję i ... O RANY!!! Jakie to jest ciężkie, ale dobre! Ta książka wywołuje we mnie wiele gwałtownych uczuć, w wielu sytuacjach widzę siebie z dzieciństwa (na razie jestem po pierwszych 50 stronach), poleciłabym tę lekturę każdej kobiecie.
REMONTOWO - w zeszłą środę podpisałam protokół przekazania kluczy, to oznacza, że teraz ekipa wkracza już z pracami montażowymi, na co mają 17 tygodni, co oznacza, że remont powinien się ostatecznie zakończyć w pierwszym tygodniu lipca. Za to pierwsze konkrety powinny by widoczne za dwa tygodnie, kiedy będą zamontowane nowe okna. ^^*~~
***
DOJadanie
Klopsiki Garden Gourmet z sosem pieczeniowym (mam zamrożone kilka porcji) i kaszą gryczaną, do tego ogórki kiszone.
Zacierkowa! Kiedy jechaliśmy na rowerach przez osiedle w poprzednią sobotę, to w pewnym momencie doleciał do mnie zapach zupy zacierkowej i musiałam ją ugotować. *^V^*
A w piątek była ogórkowa. *^v^* Obydwie zupy podałam z mayu (olej z palonym czosnkiem), dla mnie bardzo pasuje. Do ogórkowej była też wegańska śmietana 15% Rama Crema.
W sobotę byliśmy u kolegi, który dla nas zrobił wegańską bezę z kremem kokosowym! *^V^*
A w niedzielę mąż na śniadanie usmażył ciecierzycę z jarmużem i przyprawami i sałatkę z wegańskim serem typu feta z Violife.
***
Zostawię Was z przemyśleniami Erill, na które trafiłam dziś rano na Instagramie. Bardzo ze mną rezonują te słowa bo bardzo dobrze znam życie w tożsamości ofiary, moja mama była idealnym tego przykładem i ja przez wczesne lata dzieciństwa i młodości przyjęłam ten jej model stanu umysłu jako obowiązujący (wiadomo, że rodzice są naszymi pierwszymi modelami postępowania). Na szczęście dość szybko zaczęłam kwestionować takie myślenie, nie pasowało mi do życia szczęśliwego, które ja chciałam prowadzić. I jak się okazuje, miałam rację, to nie jest dobre droga - ani dla nas samych ani dla naszych bliskich.
Miłego tygodnia! *^o^*
A do Warszawy chwilowo wróciła zima...