Monday, March 31, 2025

Podsumowanie marca

W miesięcznych podsumowaniach miało być pozytywnie, ale... nie ma co ukrywać, marzec upłynął mi pod znakiem życia z bólem.

 


 

Zaczęło się jeszcze w lutym, ale rwa kulszowa porządnie rozwinęła się dopiero po dwóch tygodniach. Skończyło się licznymi wizytami u fizjoterapeutów, wizytą u neurologa (pierwsze leki przepisane przez neurologa nie dały rezultatów, dopiero kolejne zaczęły trochę uśmierzać ból) i rezonansem magnetycznym kręgosłupa (nie polecam klaustrofobikom za to polecam miłośnikom eksperymentalnej muzyki elektronicznej!... *^v^*). 


 

Ostatecznie źródłem okazał się wypadnięty dysk i bardzo duża przepuklina (jak zobaczył ją neurolog to się za głowę złapał...), dostałam kilka sesji suchego igłowania i kinezyterapii, na dniach mam umówioną wizytę u neurochirurga i omówienie potencjalnej operacji. Niczego nie wykluczam, bo życie z narastającym bólem to koszmar, gdy nie można bez bólu siedzieć, leżeć, stać czy chodzić w żadnej konfiguracji, i nawet sen nie przynosi ulgi, bo budzi mnie boląca noga i w zasadzie nie czuję, że w ogóle odpoczęłam przez noc... A pierwsza godzina po obudzeniu to duże wyzwanie, bo wtedy odczuwam największe bóle, bo po długotrwałej pozycji leżącej gdy wstanę rozlany płyn z pękniętego dysku przelewa mi się po nerwach i znowu je naciska, nikt nie lubi gdy w pośladku ciśnie, udo się skręca jak przy megaskurczu, w łydce rozpycha się rozgrzany stalowy pręt a stopę opanowują gigamrówki!...

 

Koty zawzięcie uprawiają już balkoning! *^V^*
 

Żeby nie było tak negatywnie, marzec obfitował w fajne wydarzenia - pierwszy weekend to wizyta przyjaciół i ponowne oglądanie filmu "Niebiańskie żony łąkowych Maryjczyków", bardzo polecamy bo to niesamowita mieszanka współczesności i tradycji! Potem był 8 marca i poszłyśmy z dziewczynami na drinki i plotki do Bordo w centrum Warszawy. ^^*~~ 






17 marca w dzień Św. Patryka spotkaliśmy się z kolegą na piwo w czeskim pubie. ^^*~~
 

 
W weekendy odwiedzaliśmy okoliczne kawiarnie i spacerowaliśmy po naszym osiedlu. ^^*~~ Niektóre miejsca w ogóle się nie zmieniły, od kiedy biegałam po nich będąc dzieckiem, inne zmieniły się zupełnie bo przybyło nowych budynków, sklepów, dróg, zieleni. Każdy spacer utwierdza nas w przekonaniu, że przeprowadzka to była świetna decyzja - nasze osiedle, mimo iż powstało w latach 70-tych XX wieku (a może właśnie dlatego), zostało funkcjonalnie zaprojektowane a obecnie jest bardzo zadbane, pełne zróżnicowanej roślinności i infrastruktury dla mieszkańców, po prostu mieszkamy w bardzo ładnej okolicy. W sobotę spotkaliśmy nawet kolonię kwiczołów!  ^^*~~ Z przykrością muszę powiedzieć, że poprzednie osiedle na Ursynowie nie było tak zadbane i funkcjonalne.

 

 

Nie miałam siły na akwarelowe ptaki, ale prawie codziennie poświęcałam kilkanaście minut na szybkie szkice.  W ostatnim tygodniu marca trochę zaniedbałam mój szkicownik z powodu bólu, bo trudno mi było siedzieć przy biurku (siedzieć w ogóle).





Ale znalazłam siły, żeby namalować obrazek na zamówienie. *^o^*

 


 

Było sporo gotowania, mąż coraz lepiej wykazuje się w fikuśnych śniadaniach! (Pisząc "było sporo gotowania" mam głównie na myśli Roberta, bo ja nie miałam głowy do stania przy kuchni, dosłownie nie mogłam z bólu stać, zrobienie herbaty i kanapek odbywało się na raty bo musiałam co chwilę usiąść i odciążyć kręgosłup...)

 




 

Ponieważ mogłam robić szybkie dania to przypomniałam sobie np.: o risotto z pieca, nie trzeba stać przy kuchence, dolewać bulionu i mieszać, poświęcamy mu kilka chwil na początku a potem wstawiamy garnek do piekarnika na 20 minut i gotowe! (Tym razem pamiętałam, żeby przed złapaniem za gorącą rączkę garnka założyć rękawicę kuchenną!..... *^w^*)

Zrobiłam brytyjski klasyk - scones! Upiekłam je z nadzieniem z pleśniowego sera i włoskiego salami, świetnie się je odgrzewa w piekarniku i są jak znalazł w lodówce na szybkie śniadanie, można je połączyć z sałatką albo z sadzonym jajkiem. ^^*~~

 



 

30 marca jedliśmy pierwsze w tym sezonie polskie szparagi! Niesamowite jak zmienia się klimat i sezonowość jedzenia. *^V^*~~~

 


 

Byłam też na cudownym relaksującym masażu ajurwedyjskim, wykonywanym z użyciem ciepłego oleju sezamowego (dowiedziałam się, że pani kupuje ten olej bezpośrednio u producenta i jest on tłoczony na zimno, bez żadnych dodatków). Człowiek po nim pachnie jak sezamki!!! *^O^*

 


 

Przeczytałam kilka książek i widzę, że trafiłam na kolejną ulubioną autorkę obyczajowo-kryminalną - Anetę Jadowską! *^V^* Zaczęłam od cyklu o Gracjach z Ustki: "Tajemnica domu Uklejów" i "Sekret prawie byłego męża" (będzie trzeci tom!), 

 


a potem cofnęłam się w czasie i przeczytałam cykl Garstka z Ustki: 


 

To nie jest jakaś wielka literatura, akcja jest chwilami trochę zbyt naiwna i przewidywalna a kwestie społeczne, które autorka chce nam uświadomić, podane łopatologicznie, ale jest to dobrze napisane, od razu łapie się kontakt z bohaterami a są to ludzie, których po prostu nie da się nie polubić (oczywiście nie czarnych charakterów, ci są nieprzyjemni i na pewno nie zamydlą nam oczu!). W drugiej części cyklu o Garstkach jedna z bohaterek ma nawet rwę kulszową, proszę jak literatura okazuje się być odbiciem rzeczywistości!.... (he, he, he........>n<)

 


 

Poza tym, cykl o Gracjach ma dla mnie jedną wielką zaletę, albowiem zaczyna się od tego, że główna bohaterka dostaje w spadku stary dom w Ustce!!! A ja uwielbiam czytać o tym, że ktoś dostaje stuletni dom z tajemnicą do rozwikłania, od razu przypomniała mi się moja ukochana powieść Hanny Kowalewskiej "Tego lata w Zawrociu", która zaczyna się tym, że Matylda dostaje dom w spadku po babci wraz z demonami przeszłości oraz książka z drugiego cyklu Kowalewskiej - Jantarnia, w której Inka dostaje klucze do domu swojej matki, zamkniętego od wielu lat na dziesięć spustów. To chyba moje nieuświadomione marzenie, żeby w takim starym domu zamieszkać - co raczej mi nie grozi, bo żaden z moich przodków takowym nie dysponował i co już miałam po rodzinie dostać to dostałam. Ale poczytać o tym zawsze miło! ^^*~~ Dodatkowo, Magda Garstka z pierwszego cyklu na pół etatu pracuje w kawiarni i jakże przyjemnie czyta się o tych wszystkich sernikach z jagodami, robionych na zamówienie krówkach i kawie z pianką! *^O^*~~~

 



Po Jadowskiej przerzuciłam się na Iwonę Wilmowską i serię Prywatne śledztwo Agaty Brok. Słabsze niż Jadowska ale przyjemnie czytalne, a dodatkowo okazało się, że główna bohaterka mieszka na moim osiedlu, (prawdopodobnie) w moim bloku!!! *^0^*~~~ Taki dodatkowy miły akcent, bo poruszamy się po znajomych dla mnie miejscach. 



Taki był mój marzec. Mam nadzieję, że kwiecień przyniesie mi poprawę mojego stanu zdrowia, bo życie w ciągłym bólu to bardzo niemiła sytuacja... Czekam na niego z pozytywnym nastawieniem, bo wiosna za oknem, czas zająć się balkonem i obsadzić go roślinami, nie mogę się też już doczekać pierwszego wiosennego pikniku nad rzeczką (tak, mam na osiedlu spory kawałek lasu, małą rzeczkę i stawy). *^0^*~~~

Friday, February 28, 2025

Podsumowanie lutego

 

 

Co fajnego zdarzyło się u nas w lutym.

 

 


Po pierwsze, znowu mieliśmy gości. W tym roku doszłam do wniosku, że jeśli chcę się spotykać z przyjaciółmi, to nie czekam, aż ktoś inny będzie chciał się spotkać tylko po prostu ich zapraszam i proszę, żebyśmy wspólnie wybrali dogodny termin. Spojler alert - w marcu już mam umówione jedno spotkanie z przyjaciółmi u nas i babskie wyjście na miasto w Dzień Kobiet!... *^V^*~~~

 



 

Fajnym wydarzeniem były też niespodziankowe urodziny kolegi, które zorganizowała mu jego dziewczyna - spotkaliśmy się w wynajętej sali kinowej i obejrzeliśmy w grupie "Braterstwo Wilków", a potem poszliśmy razem do hinduskiej restauracji. 

 


 

W lutym odbył się Festiwal Piosenki Włoskiej w San Remo, który udało mi się obejrzeć na żywo! *^V^* W zeszłym roku oglądałam go w hotelu w Mediolanie, w tym we własnym domu. Uwielbiam Eurowizję, a teraz znalazłam sposób na oglądanie San Remo (aplikacja na telewizor Il Globo TV dająca dostęp do wielu kanałów włoskiej telewizji). [Niestety tegoroczny festiwal był na słabym poziomie, a dodatkowo towarzyszył mu szereg skandali... ]

 


 

Z nowości mieszkaniowych - w lutym zamówiliśmy osiatkowanie balkonu, dzięki czemu już nie musimy się obawiać, że koty wymkną się na balkon i spadną z ósmego piętra! Trafiliśmy na najbardziej mroźny dzień tej zimy, było ok. minus 10 stopni!!! Nawet proponowałam panu, żebyśmy przełożyli montaż, bo w sumie nam się nie spieszyło, ale nie chciał i dzielnie pracował okutany jak ludzik Michelin kilka godzin... Oczywiście zaczęłam już planować rośliny, chcę bambusy, które nas trochę osłonią od sąsiadów, chcę drzewko oliwne. ^^*~~ Co jest dodatkową zaletą siatki - nie zagnieżdżą mi się na balkonie gołębie!!! I w ogóle nie będą po nim łazić i brudzić, moja mama walczyła z gołębiami przez lata, tym bardziej, że sąsiadka obok przez cały rok karmiła ptaki okruchami więc przylatywały na wszystkie okoliczne balkony!... Wydaje mi się, że teraz mieszkają tam już inni ludzie, ale ja tak czy siak jestem zabezpieczona. *^O^*

 



Piekłam chleby i precle, smażyłam faworki, robiłam nabe. 

 


 

W lutym skończyliśmy sprzątanie poprzedniego mieszkania po przeprowadzce. Miałam o tym napisać więcej, ale zdecydowałam, że nie chcę, nie chcę o tym dyskutować - czemu tyle czasu, przecież można było wcześniej mieć to z głowy, itd. Ja to wszystko wiem. Zajęło nam to sześć miesięcy i wisiało nad nami jak katowski topór, kiedy mieliśmy tam pojechać to ja się czułam fizycznie chora, nabawiłam się też znowu rwy kulszowej..., tyle mnie kosztowało podejmowanie decyzji, co zrobić z pozostałymi rzeczami... Gdybyśmy mieli jakiś ostateczny termin wyprowadzki to byłoby inaczej, a ponieważ nic nas nie goniło, to wyszło jak wyszło. W każdym razie, mieszkanie jest puste i gotowe do rozpoczęcia małego remontu, po jego skończeniu zostanie nam tylko przeniesienie rzeczy z balkonu na balkon (miejmy nadzieję, że będziemy już wtedy mieli ławę z możliwością magazynowania rzeczy na nowym balkonie).

 


 

W lutym odwiedziła mnie koleżanka, która obejrzała moje rośliny doniczkowe i doradziła opryskanie przeciwko wciornastkom. Kupiłam więc preparaty od Plant Lover i zrobiłam oprysk wszystkich roślin, jakie mam. Co ciekawe, dwa dni po tym zabiegu na jednej płaskli wylazły mi masowo wełnowce!.... Na szczęście ten preparat działa na kilka rodzajów szkodników, więc tylko dodatkowo mechanicznie usunęłam owady (umyłam liście mieszanką wody, płynu do naczyń i olejku neem), i zobaczymy. Podlałam też wszystkie rośliny środkiem antygrzybicznym i zamierzam to robić regularnie raz w miesiącu. [Natomiast nie będę koloryzować rzeczywistości - pożegnałam już jedną umierającą kalateę, dwie następne i dwie paprotki stoją już prawie na progu i jeśli się nie ogarną to też będą musiały się wyprowadzić...]

 

 

W lutym trochę malowałam i kontynuowałam codzienne szkice.

 




 

No i był Tłusty Czwartek! ^^*~~

 


 

Ponieważ zbliża się ta pora roku, zapewne zastanawiacie się, jak będzie w tym roku wyglądało nasze DOJadanie. Otóż podjęliśmy decyzję, że i tak jesteśmy wciąż na diecie redukcyjnej, więc nie będziemy dodatkowo jej zaostrzać przechodząc na wegetarianizm albo weganizm. Jeśli wypróbujemy ciekawe przepisy wegańskie, na pewno pojawią się na blogu. 

A zatem, czas na marzec! *^V^*

Friday, January 31, 2025

Podsumowanie stycznia 2025

 

Postanowiłam robić sobie w tym roku podsumowania każdego miesiąca, co pozwoli mi spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie, co fajnego robiłam. 

 


Styczeń miał się zacząć imprezą Sylwestrową w towarzystwie przyjaciół, ale ze względu na nasze przeziębienie przenieśliśmy te obchody nadejścia nowego roku na 12 stycznia. I też było fajnie! ^^*~~ Za to pierwszy tydzień stycznia to było nasze spokojne wejście w 2025 rok, czas spędzany w domu, przed komputerem (Robert) albo z serialami kryminalnymi i książką (ja). W ogóle bardzo lubię te okresy między świętami a nowym rokiem aż do 6 stycznia, czas w okolicach Majówki czy świąt Wielkanocy - świat jest jakby w zwolnieniu, w zawieszeniu, na niskich obrotach, miasto się wyludnia, bo ludzie wracają na te kilka dni do rodzin poza Warszawą, można chwilowo nie myśleć o tym, czym trzeba będzie się zająć za tydzień, spać do późna, zajadać smakowitości, iść na spacer albo zostać w domu i czytać książki. ^^*~~

 


 

Pogoda w styczniu była raczej listopadowa, śnieg odwiedził nas na trzy, cztery dni.  To akurat nie było przyjemne, bo lubię, kiedy pory roku trzymają się ustalonych zasad lecz cóż, na pogodę zupełnie nie mamy wpływu, więc nie ma się czym przejmować! Luty też ma być kilka stopni na plusie i bez śniegu.

 


 

W styczniu wróciłam do pieczenia chleba, oczywiście karnawał nie mógł się obyć bez faworków!  Pierwszy raz zrobiłam nadziewane precle. Z innych wydarzeń kulinarnych - odkryliśmy świetną potrawę, mianowicie flaki po mediolańsku czyli flaki w rosole z dodatkiem passaty pomidorowej, białej fasoli i grzanek z parmezanem. *^v^*

 


 

Styczeń był miesiącem spotkań z przyjaciółmi, w każdy weekend albo nas ktoś odwiedzał albo my odwiedzaliśmy - urodziny kolegi świętowaliśmy u niego na działce nad Pilicą, trafił nam się jeden w całym tygodniu - JEDEN!!! - piękny słoneczny dzień i chłopaki zrobili sobie spacer nad rzeką w strojach historycznych i zdjęcia konno.  *^V^* 

 


Zdjęcia autorstwa koleżanki Darii.
 

Poszłam też z przyjaciółką na wódkę i ploty, co jest warte zapisania, bo ona jest osobą niezwykle zajętą i trudno się z nią umówić na bliski termin. 

 

 
Pamiętacie, jak pisałam w październiku, że kupiłam w Obi przecenione kalatee (w słabym stanie, z podsuszonymi liśćmi)? Najpierw trzymały się całkiem nieźle, potem zaczęły marnieć i tracić liście (moja wina... nie wiem dlaczego ubzdurałam sobie, żeby podlewać rośliny filtrowaną wodą! niestety to zabrało im substancje odżywcze, liście zaczęły schnąć, marnieć i musiałam się pożegnać z dwiema małymi roślinkami...).
 

Kiedy zostały tylko dwa chore liście poszłam po rozum do głowy, zaczęłam używać normalnej kranówki i dodałam nawóz z pokrzyw na przemian ze stymulatorem (Plant Lover), i nareszcie po trzech tygodniach widzę nowe zdrowe liście!!! *^O^* Druga kalatea przeszła podobną drogę, aktualnie jest na etapie dwóch podsuszonych liści (których jeszcze nie obcinam, bo chcę poczekać na nowe liście i wzmocnioną roślinę) oraz ma jednego nowego listka, który mam nadzieję będzie już zdrowy i piękny. ^^*~~


  

Oczywiście te dwie kalatee to nie jedyne ofiary mojego pomysłu z filtrowaną wodą... Na szczęście pozostałe rośliny są chyba odporniejsze i nie ucierpiały tak bardzo. Obserwuję trzy paprotki, bo podsychają, ale wciąż się trzymają. Podobnie łosie rogi - końcówki niektórych liści suche, ale może musi minąć więcej czasu, żeby zareagowały na nawożenie. Jedyne, które wydały się nie zauważyć demineralizowanej wody to maranta, peperomia i kalatea Dorothy o czarnych liściach, w małym stopniu fatsje i sansewerie. Czyli kalatee o zielonych i biało-żółtych liściach oraz paprotki to delikatnisie!


 

Przeczytałam cztery książki, z których szczególnie zachwyciłam się "Smakiem" Stanleya Tucci! Włosi umieją w jedzenie, jak by powiedziała młodzież i ja się z tym jak najbardziej zgadzam. *^V^* Oprócz biografii i anegdotek w tej książce znajdziemy przepisy, w niedzielę na obiad zrobiliśmy makaron z soczewicą. ^^*~~ (mąż zrobił makaron a ja sos)


 

 

W styczniu po kilkumiesięcznej przerwie wróciłam do rysowania i malowania. Na nowo uczyłam się radości, jaką daje mi zabawa kreską i kolorami. ^^*~~ Przypomniałam sobie o wykupionych kursach na Domestika i wzięłam się za ich przerabianie, co dało mi trochę zupełnie nowej wiedzy! Codziennie poświęcałam kilka do kilkunastu minut na szkice, żeby ręka nie zapomniała, jak się pracuje ołówkiem i markerem. Jak widać tematyka była różnorodna, czasami to po prostu było geometryczne skrobanie po papierze.

 



 
Oraz w styczniu udało nam się prawie do końca posprzątać stare mieszkanie i przygotować je do małego remontu. To jest jednak temat, który wymaga osobnego wpisu.
Zostawiam Was z najnowszymi akwarelowymi ptaszorami i życzę fajnego pierwszego tygodnia lutego! *^V^*